Notki jak na razie są dość nieciekawe za co was bardzo przepraszam. Na początku zawsze tak jest. W najbliższym czasie powinny być bardziej interesujące ^ ^ a teraz nie przedłużam i zapraszam do lektury...
Dziś od samego rana nie miałem spokoju...
Od razu gdy wstałem doczepiła się do mnie Lizzy, że po powrocie ze szkoły mam się zaopiekować Seanem bo ona gdzieś wychodzi. W szkole nim zdążyłem się jeszcze przebrać dojebała się do mnie dyrektorka o dokumenty w sprawie rekrut do koszar. Na dodatek kazała mi zorganizować przedstawienie związane z uroczystością bożego narodzenia. Bo ja niby nie mam co robić tylko wymyślać jakieś wierszyki do przedstawienia.
Jedyną osobą, która mnie ratowała był Kaoru. W końcu jakiś plus w tym dniu.
Siedzieliśmy właśnie przy jednym ze stołów w naszej "kochanej" stołówce.
Kaoru bawił się niejadalną papką z obiadu, a ja w tym czasie obserwowałem co działo się za oknem.
Dzieciaki bodajże z podstawówki ganiały się po boisku szkolnym a na to wszystko przypatrywał się ich opiekun. Pomyśleć że parę lat temu on również tak biegał i śmiał się wniebogłosy...
Z rozmyślań przerwał mu głos przyjaciela
- Co taki zamyślony dziś jesteś?
- Sam nie wiem.
- Fajne? - Kaoru postawił mi przed nosem talerz z uformowaną w kształcie bałwana papką.
Heh... Dziecko...
- Widzę ze nie masz nic do roboty...
- No nudy straszne! Nie mogę się doczekać wyników!
- Jakich niby?
- No do koszar oczywiście.
- Aa.. zapomniałem...
- Jak można zapominać o takich rzeczach?
- Normalnie
Nagle w całym budynku rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
Spytałem od niechcenia:
- Co mamy?
- WF! Ha idziemy na dworze! Ulepie bałwana!!
Dziecko... 100% dziecko...
Było już ciemno gdy wracałem ze szkoły.
Głupia dyrektorka kazała mi posegregować dokumenty. Co ja jestem pracownik czy co? Powinni mi za to płacić a nie...
Szedłem przez puste zaśnieżone alejki, jakby tego było mało śnieg wiał mi prosto w oczy, które po paru minutach zaczęły mi same łzawić.
Tego brakowało...
Na szczęście podczas takiej pogody mało osób wychodzi na dwór...
Po niecałych 10 minutach byłem już pod domem.
Od razu gdy wszedłem do pierwszego z pomieszczeń na moje ciało buchnęła wielka fala ciepłego powietrza.
Tego mi brakowało...
Wchodząc do kuchni zauważyłem Seana jedzącego swoje ulubione płatki z mlekiem.
- Gdzie Lizzy?
- Wyszła 5 minut temu i kazała mi przekazać że masz dokładać drewna do pieca.
- No, jak coś będę u siebie
- Spoko...
Poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem plecak w kont.
To teraz czeka mnie kilka godzin pracy nad scenariuszem do przedstaiwenia...