niedziela, 31 października 2010

|001|

 -Aaaaaa!!
Zerwałem się szybko z łóżka...
Znów ten cholerny sen!
Po chwili jak zwykle przyszła ona
-Synku znów miałeś koszmar? - powiedziała do mnie zmartwiona
-Idź sobie! - krzyknąłem na nią jak zawsze i położyłem się spać.
Nie pamiętam co się działo później...
Zasnąłem...


Otworzyłem zdenerwowany oczy słysząc mój budzik.
Głupie gówno...
Wstałem niechętnie i skierowałem się do łazienki.
Tam ubrałem się i wykonałem poranną toaletę.
Zeszedłem na dół do kuchni i zobaczyłem mamę krzątającą się przy garnkach.
-Witaj synku
-Cześć - powiedziałem niechętnie
-Co chcesz na śniadanie? - spojrzała na mnie
-Nie jestem głodny
-Oh - obróciła się i zaczęła gotować coś dla mojego młodszego brata.
Głupi szczyl...
Po chwili zeszedł Sean
-Cześć wam
-Witaj kochanie - powiedziała uśmiechnięta mama a ja tylko odburknąłem mu pod nosem.
Po chwili stwierdzenia wyszedłem zostawiając w domu moją niespokrewnioną rodzinę.
Tak...
Lizzy zaopiekowała się mną jak miałem 7 lat, gdy moja prawdziwa matka zginęła. Zawsze zachęcała mnie żebym zwracał się do niej po prostu "mama" ale nie mogło mi to przejść przez gardło.
Później urodziła syna co mnie to szczególnie nie interesowało...
W wieku 13 lat z domu wyprowadził się jej mąż po czym wzieli rozwód.
Z powodu?
 Pokłócili się o mnie... O to że jestem pyskaty i wulgarny...
Ten gnój nigdy mnie nie lubił i stu procentowo to odwzajemniam...
Nie moja wina że odszedł...  mogli mnie nie zaadoptować, dałbym sobie rade bez nich...

Taa i znów widok tej szarej, durnej budy...
Wszedłem jak zwykle na korytarz i usiadłem w jednej z ławek.
Po chwili dosiadł się do mnie Kaoru
-Siema, zły dzień?
-Coś w tym stylu... Co teraz mamy? - spytałem obojętnie, po czym zacząłem kiwać każdemu frajerowi, który przechodził koło mnie i powiedział owe wesołe "cześć"
Pff.. Niech się cieszą że zwracam im wgl uwagę...
-Teraz mamy sprawdzian z wiedzy o istotach wodnych a później lekcje z mapą i innymi pierdołami
-Jak tam dogadałeś się w końcu z Sariną?
-Nie nadal się gniewa...
-A o co się tak wogule pokłóciliście? 
-A tam że nie pamiętałem o jej urodzinach
-Głupia baba
-Noo. E umiesz na sprawdzian?
-Nie... Mam na to wyjebane.
-Siedzę z tobą
-Spoko
W tym momencie w całej szkole zadzwonił dzwonek ja i Kaoru skierowaliśmy się do klasy  i usiedliśmy w ostatniej ławce.
-Dziś, jak już ogłaszałam będzie test z wiedzy o istotach wodnych. Mam nadzieje że się uczyliście bo jest to bardzo ważny test... No nic, piszemy całą lekcje.
Powiedziała po czym rozdała każdym sprawdzian.
Po 20 minutach bazgrania zaniosłem i położyłem jej na biurko. Usiadłem leniwie na krześle i założyłem sobie słuchawki na uszy...
Nie ma to ja muza...
Pani po chwili spojrzała na mnie i powiedziała:
-Mirari tak jak zwykle! 100% poprawnych odpowiedzi dostajesz cel...Ja tylko burknąłem coś pod nosem i znów słuchałem muzyki.
Głupia szkoła...

Prolog

Odgłos uderzających kopyt o ziemię, szczekających psów roznosił się w okolicy. Korony drzew splatały się zasłaniając blask nocnego księżyca. Jeden cel. Złapać i zabić. Mężczyźni jadący na koniach popędzali je ciągle. Psy wyczuwszy swą ofiarę warczały.
Nie miał już sił po raz kolejny upadł. Był taki słaby,  był dzieckiem w tym strasznym świecie które narodziło się dopiero 7 lat temu. Na świat patrzył swoimi błękitnymi  oczami.
Biegł, tak szybko biegł. Coraz wyraźniej słyszał ich. Gonili go już tak długo. Nie wiedział gdzie jest. Nigdy tu nie był. Ale nie miał innej drogi tylko: ucieczka. Byli tak blisko...
A on już nie mógł. Biegł po wychodzących z ziemi korzeniach,małych strumyczkach. Obrócił głowę spojrzał za siebie. Oni już tu są. Nie zauważywszy stromej górki potknął się i zaczął toczyć w dół. Wiedział że zginie, toczył się w kierunku skarpy. Jednak. Poczuł przeszywający ból,zatrzymał się uderzywszy o pień drzewa. Otworzył błyszczące oczy od łez a jego wzrok skierował się w stronę księżyca. Pokazał się przed nim jako wybawiciel.Wstał z wielkim bólem i szedł za jego blaskiem. Ciągle upadał. Rozszerzył szeroko swoje niebiańskie oczy ujrzawszy wielką budowlę. Szedł już spokojnie nie słyszał  żadnych krzyków ani szczekania psów. Będąc coraz bliżej wielkiego zamku był coraz słabszy. Nagle upadł, jego oczy zalały się mgłą po czym nastała Ciemność.
Długa, bolesna ciemność...