niedziela, 5 maja 2013

|014|

 Beta : literowe_uomo



________________________________________________________________________



       *          Isaaki Nismuroo       *


Cóż to miało być?
Magia? Nie, nie możliwe. Przecież ostatni raz była zanotowana ponad 1693 lata temu. To nie jest możliwe. Magia pozostała wyłącznie w lecznictwie to dzięki niej możemy wzmocnić eliksiry. Ale to i tak nie jest bezpośrednia magia, to runy.
Ehhh...
Spojrzałem na chłopaka. Wygląda jakby go zmroczył sen, ale tak naprawdę walczy z kimś. Nie fizycznie ale psychicznie w umyśle. Co to takiego może być?
- Stać! Kto idzie?
- Issaki Nismuroo, muszę natychmiast spotkać się z Królem!
- Jaki jest powód twoich odwiedzin i kogo niesiesz?
Rycerz w czarnej zbroi stał przy wrotach wielkiego zamku, spoglądając na chłopca.
- Mój uczeń. Potrzebuje natychmiastowej pomocy.
Bez żadnej odpowiedzi przecisnął się pomiędzy dwójką rycerzy i wszedł czym prędzej do zamku. Nie zatrzymywali go nawet. Jako były uczeń Króla, miał prawo do wstępu na teren królewski. Lecz mają obowiązek wypytać o innych. W tym wypadku srebrnowłosego .

Isaaki wiedział, że Król jest u siebie w komnacie. O tej porze zawsze miał dużo papierkowej roboty/pracy. Wbiegł do komnaty nawet nie pukając.
Za biurkiem siedział wyprostowany demon. Jego skóra była biała niczym poświata księżyca. A piękne, czarne włosy delikatnie opadały na jego biodra. Mimo tej piękności wzrok miał zimny niczym lód. Rysy twarzy książęce i poważne. Zerknął obojętnie na gościa po czym znów zajął się pracą, która nie miała końca.
- Ehhh Isaaki ty nigdy nie nauczysz się uprzejmości? Puka się.
- Sliver pomóż mu!
Mężczyzna niechętnie spojrzał na swojego byłego ucznia, a później na drugiego chłopca.
"Czyżby to ten, którego ostatnio spotkałem?"- zastanowił się demon.
- Co mu jest? - spytał obojętnie.
- Nie uwierzysz!
- Zaskocz mnie...- Król oparł się o wygodny fotel wsłuchując w opowieść.



       *          Mirari Aldaron       *




Drzewa, wszędzie drzewa. Rozejrzał się dookoła podziwiając otoczenie.
Piękne rozkwitłe Aliony* promieniały w świetle księżyca dając otoczeniu jeszcze więcej uroku. Wielkie kopuły na niebie lśniły bielą i czystością sprawiając, że wszystko było widoczne. Zielonkawy i miękki mech delikatnie pieścił moje nagie stopy dając uczucie przyjemnego chłodu.
Szedłem powoli pomiędzy śnieżnymi liśćmi, gdy nagle zza drzew dobiegł mnie cichy, spokojny śpiew. Bez zastanowienia zmierzyłem w tamtym kierunku. Po chwili zauważyłem wielką marmurową fontannie w kształcie łabędzia. Delikatnie z jego dzioba spływała srebrzysta woda i wypełniała marmurowy basenik.
Za posągiem było widać zarys jakiegoś ciała, dodatkowo to od niego dobiegał ten przepiękny śpiew. Zbliżyłem się delikatnie, by dostrzec kto to może być. Długie, srebrne włosy sięgały pasa a w nich płatki Alionu tworząc harmonię piękna.
Kobieta, piękna, zgrabna kobieta. Odwróciła się w moją stronę cichnąc i nagle wszystko zaczęło ciemnieć, jakby najgłębsze otchłanie zaczęły mnie wciągać do krainy smutku i cierpienia. Jedyne co pamiętam to jej uśmiech, ciepły i spokojny później tylko ciemność.



Otworzyłem zmęczony oczy.
Znowu sen. Ehhh, tylko taki inny. Nie tak jak zawsze w zamku, tylko na zewnątrz, no i ona. Nigdy nie widziałem twarzy innych postaci ze snów. Tym razem tak. Może to ona też do mnie przemawiała "wtedy" w koszarach..?
- Wreszcie się obudziłeś.
Wystraszyłem się trochę i spojrzałem w stronę, z której dobiegał mnie ten głos.
Siedział koło mnie na fotelu demon. Z długimi ciemnymi włosami i jasną karnacją. Dopiero teraz zauważyłem, że nie jestem u siebie w pokoju. Ale w jakiejś pięknej komnacie. Ogromne miękkie łóżko, mahoniowe meble, piękne obrazy, i spory bałagan na biurku. Spojrzałem na niego jeszcze raz. Skądś go znam. Zamyśliłem się próbując sobie przypomnieć.
A tak!!
To jego spotkałem na placu. On powiedział, że wrócę za dziesięć lat, no i te dziwne słowa. Kim on w ogóle  jest.
Debil jeden.
- Czemu tu jestem? - spytałem obojętny, próbując się podnieść lecz nawet nie mogłem drgnąć.
- Właśnie chciałbym się dowiedzieć - spojrzał na mnie ostro - Mirari Aldaron
Syknąłem w myślach słysząc to nazwisko.
Po chuj to mówiłem.
- Zasłabłem
- Tak? A mogę wiedzieć jaka była tego przyczyna?
- Nie wiem. - spojrzałem na niego jakby nic się nie stało.
- Ale ja wiem, że coś ukrywasz. I to coś poważnego.
Spojrzałem hardo w jego oczy.
Co mu powiem? Że gadam z czy..czymś, nawet nie wiem z czym. Nie mam pojęcia czy jest to człowiek, demon czy też moja głupia wyobraźnia .
- Czemu tak uważasz?
- Bo jakby nie szybka interwencja z naszej strony to byś już dawno był po drugiej stronie.
- Naszej?
- Tak mojej i twojego wychowawcy. Isaakiego Nismuroo, gdyby nie on, umarł byś przy swoich kolegach z klasy.
- Zdarza się.
Spojrzał na mnie obojętnie po czym wstał i otworzył potężne okno, wpuszczając świeże powietrze.
- Właśnie zdarzyło się po raz pierwszy.
 Odwróciłem wzrok wpatrując się w przestrzeń przede mną.
Głupek, czy nie może się w końcu ode mnie odczepić? Ciągle te pytania i pytania.
- Więc teraz będziecie mnie traktować jak królika doświadczalnego?
- Nie pomyślałeś, że chcemy ci pomóc?
- W dupie mam twoją pomoc tak samo jak Ciebie, chce tylko wrócić do domu.
Mimo mojego poprzedniego stanu zerwałem się do siadu mówiąc to głośno.
Miałem tego dość. Wszystkiego. Na początku traktowałem to jak sen ale teraz?
Zaczynało być coraz gorzej. Ból, samotność. Miałem Karou ale z nim nie mogłem podzielić się tym wszystkim. On uznał by to za żart, ehh... I ten okropny ból, wtedy w koszarach.
Spojrzałem na mężczyznę. Widać było, że nie był zadowolony moim zachowaniem. Patrzył na mnie zimno i gniewnie.
- Masz tu lekarstwo. Będzie ci lepiej. - położył koło mnie małą fiolkę - Na stole leży śniadanie. Zjedz je. Ja wrócę później.
Wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Niech to szlag! Jak ja stąd wyjdę?!
Wstałem powoli z łóżka i wypiłem lekarstwo.
- Nawet nie takie złe...
Rozglądnąłem się dookoła.
No popisz się Mirari, wykombinuj jak się stąd wydostać.
Drzwi, balkon, drzwi.
Hmmm
Wstałem udając się do drzwi, którymi wyszedł mężczyzna.
Zawsze można spróbować.
Szarpnąłem za klamkę.
Niestety. Ehhh.
No to jedziemy dalej. Balkon.
Duży osłoneczniony z małym hamakiem. Za małym murkiem była ogromna przepaść.
Niestety tedy się nie wydostane, spojrzałem w dół.
- No nie... Czuje się jak księżniczka na wieży strzeżona przez smoka.
Pokręciłem głową.
Mimo wszystko ten piękny widok zapierał dech w piersiach.
Widać było wszystko. Koszary,świątynie, no i rozłożyste miasto. Jakbym był Królem i pod moimi nogami spoczywało całe moje królestwo.
Otworzyłem zaskoczony oczy.
- Królem.
Jestem w zamku, fakt faktem. Ale jest ogromna szansa, że nie w komnacie króla. Bo przecież nie tylko on tu mieszka nie?
A on... może być... hmmm wojownikiem albo jakimś kupcem.
Kurwa Mirari kupiec w zamku?!
- Ja pierdole wynosimy się stąd!
Powróciłem szybko do komnaty szukając wyjścia.
Myśl Mirari myśl.  Inaczej będziesz mieć przejebane..!
Wpadłem do łazienki w poszukiwaniu czegoś co by przypominało wytrych.
Przeszukiwałem szafki, ręczniki, ubrania, kosmetyki.
Kurwa! Nic tu nie ma!
Obróciłem się w stronę okna. Pod nią stała kolejna szafka.
Jedyna szansa. Otworzyłem szuflady.
Niestety w nich znajdowały się kolejne ręczniki.
Załamałem się. Co teraz będzie? On wróci i znów będzie pytał.
Ehh...
~Okno Mirari, wyjdź oknem!~
Przeszedł mnie dreszcz słysząc ten głos. Dlaczego mam Ci ufać? Przez ciebie prawie zginąłem.
~Po prostu to zrób~
Westchnąłem głośno i wszedłem na szafkę otwierając okno.
~Po prawej stronie jest balkon. Wskocz tam~
Co?!
Otworzyłem oczy ze zdziwienia.
Co ja jakiś kaskader?
Mimo wszystko wychyliłem się i postanowiłem obliczyć,czy jest to w ogóle możliwe. Pomimo mojej obawy, było to ledwie pół metra.
Usiadłem na parapecie i odbiłem się, wskoczyłem zwinnie na murek ochraniający balkon.
Dzięki Bogu drzwi balkonowe było otwarte do jakiegoś pomieszczenia. Od razu wszedłem tam szukając wyjścia.
Z wahaniem położyłem rękę na klamce, otwierając dębowe drzwi.
Ustąpiły otwierając się cicho.
Wyjrzałem zza nich nie patrząc czy ktoś nadchodzi. Gdy spostrzegłem, że korytarz jest pusty wypełzłem z komnaty.
~No to teraz w lewo i schodami w dół.~
Udałem się za jego instrukcjami. Całe szczęście, przeszedłem niezauważony. Gdy ktoś nadchodził, męski głos mówił mi gdzie mam się schować, jakby dokładnie wiedział, gdzie co jest.
~Widzisz tą rzeźbę?~
Spojrzałem na ową rzecz stojącą pod ścianą.
Tak.
~Za nią jest mała dźwignia, unieś ją~
Uczyniłem wedle polecenia. Po niecałych dwóch sekundach obok białej rzeźby otworzyło się ciemne przejście. Udałem się tam biorąc ze sobą pochodnie,od których roiło się na korytarzu.
Wilgotne powietrze, pajęczyny i kurz dawały znać, że długo ktoś tu nie przebywał.
Kamienne przejście się zamknęło zamykając mi drogę powrotną. Spojrzałem przed siebie z nadzieją wolności.
- Dzięki, jednak się do czegoś przydajesz. - uśmiechnąłem się mówiąc do swojego "przewodnika"
~Ciesze się synku ~...
Zamarłem słysząc ostatnie słowo...





__________________________________________________________________________




*Alion - wysokie drzewo liściaste. Liście są koloru zieleni lecz pod promieniami księżyca zmieniają swoją barwę na biel.