wtorek, 17 grudnia 2013

|015|






~Ciesze się synku ~...
Zamarłem słysząc ostatnie słowo…
Co… Synku…? Czy ja śnie.?
Stanąłem nie rozumiejąc nic.
Kim Ty jesteś?!
Odpowiedz!
Mimo moich próśb nie usłyszałem ponownie żadnego głosie.
Przecież to nie możliwe, że to mój ojciec. Nawet go nie znam.
Czy ja jestem normalny..?   
Ehh.. Muszę się stąd wynosić. Westchnąłem zrezygnowany przebijając się przez kolejną ścianę pajęczyn.
Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Czułem się jakbym stał w miejscu. Przeszedłem już spory kawałek drogi mimo to ciągle nie było końca. Spanikowany przyśpieszyłem kroku. Dopiero po kilkunastu minutach dostrzegłem małe światełko w oddali.
Jezu, czuje się jakbym umarł…
Stanąłem koło szczeliny, z której dochodziło światło. Jak się okazało wyjście znajdowało się w małej kamiennej szczelinie otoczonej bluszczem. Na moje szczęście nie trującym… Wyczołgałem się z ciemnego korytarza i rozejrzałem się po otoczeniu.
Kurwa…
Gdzie ja jestem…
Chyba bezpiecznej było w podziemiach.
Dookoła mnie znajdowały się różnorodne drzewa i krzewy. Rosły tak gęsto, że ledwo widziałem niebo.
Zachodzące niebo...
Szlag! Ile ja tam siedziałem.
Wstałem pospiesznie idąc przed siebie.
Gdzie ja mam iść?!
Do miasta?
Nie, tam nie mogę..
Przecież stamtąd uciekłem. Jak teraz tam wrócę to będzie tylko gorzej.
Usłyszałem w oddali skowyt wilka.
Fuck..
Spanikowany ruszyłem w nieznanym kierunku szukając jakiejkolwiek cywilizacji.
Trudno jakoś to przeżyje. Przecież mnie chyba nie zamkną.
Chociaż…
Mirari zamknij się! Przecież nic nie zrobiłeś!
Tylko uciekłeś… i w ogóle ten tego… Najwyżej dadzą Ci większy zestaw ćwiczeń.
Tak, na pewno!
Pocieszałem się w myślach.
- Teraz powinieneś mi pomóc ! - wydarłem się na głos.
- Najlepiej się wygadać i spierdolić - prychnąłem pod nosem idąc pomiędzy konarami drzew.
Po chwili usłyszałem jakiś szelest przed sobą.
Ooo nie….
Tylko nie wilk!!
Schowałem się szybko za drzewem jakby to miałoby mnie jakoś uchronić przed zwierzęciem.
Kucnąłem wyczekując mojego oprawcy z nadzieją, że sobie odejdzie.
Nadzieja matką głupich.
Przymknąłem oczy i westchnąłem cicho.
Czyżby to czas na moje odejście? Zaśmiałem się pod nosem widząc w myślach nagrobek z napisem “Uciekł i został pożarty”
Nie słysząc żadnych odgłosów otworzyłem powoli oczy. I prawie nie zeszłem na zawał.
Przede mną stał Saenji z miną politowania.
No jeszcze Ciebie tu kurwa brakuje.
Wstałem otrzepując spodnie.
- Co ty tu robisz? - spytał spoglądając na mnie zaskoczony.
- Kto to mówi… - odprysnąłem mu.
- Wieczorne ćwiczenia. Czyżbyś uciekał?
- Nie! - zaprzeczyłem momentalnie.
- To co tu robisz? - założył ręce na piersi patrząc na mnie jak na debila.
- Nie będę Ci się spowiadał ze wszystkiego. - od powiedziałem mu szybko.
- Nie ważne, wracamy do koszar. - odwrócił się idąc w tylko jego znanym kierunku. Szedłem spokojnie za nim. Wole już iść z nim niż być kolacją dla wilków.
- Kim jest wasz wychowawca? - zaczął rozmowę. Westchnąłem tylko i od powiedziałem:
- Isaaki Nismuroo.
- Hahaha Isaaki? - zaśmiał się - czyli będziecie mieć wycisk!
- Czemu?
- Jest najbardziej wymagającym nauczycielem. Może przez to, że on jako jedyny był uczniem Króla.
- Króla…? - wzdrygnąłem się słysząc to słowo.  - Jak on wygląda? Król…
- Sliver? Hmmm demon o jasnej karnacji i długich czarnych włosach. Wątpię, żebyś go kiedyś zobaczył. Rzadko się pokazuje uczniom. Ostatnio był na przemowie sześć lat temu. Tyle go widziano. Nie raz go spotykam, bo mam upoważniony wstęp do zamku. Lecz niewielu może tam wejść.
Ha! Ludzie chcą tam wejść a ja stamtąd uciekłem!
Pięknie po prostu.
- Nie gadajmy o Królu… Co tam u Kaoru! - uśmiechnął się do mnie zrównując ze mną krok.
- Nic, nie jest Tobą zainteresowany. - sprostowałem.
- Ostatnio taki się nie wydawał! - dążył dalej.
- Tak, woli dziewczyny. - próbowałem go uświadomić, żeby dał sobie spokój.
- A ja chłopców, to nie zmienia faktu, że będzie mój. - uśmiechnął się pod nosem.
- Prędzej piekło zamarznie !
- Zobaczysz! Jeszcze będzie za mną latał! Na pewno! - zatarł zadowolony ręce.
- Puki co, jest na odwrót - zaśmiałem się pod nosem, zachowywali się identycznie. Jakby byli rodzeństwem.
- No nic, mam dużo czasu. Jesteśmy na miejscu - zmienił zdani.
Takkk… W końcu w bezpiecznym miejscu.
Znajdowaliśmy się aktualnie w strefie dla ubogich.
- Tam jest skrót do koszar. - wskazał wąską uliczkę - ja muszę coś jeszcze załatwić. - Pomachał mi i odszedł w przeciwnym kierunku.
Nie pozostało mi nic innego tylko wrócić do swojego pokoju.
Mirari pewnie się martwi.
Ehhh…
Znów będzie na mnie zły, że miałem “Przygodę” a on nie…
Ruszyłem w stronę uliczki.
Dookoła leżały porozrzucane śmieci, nawet to nie było tak straszne jak ten przerażający odór, który drażnił nawet oczy. Ledwo można było tu oddychać ! Wychodząc już z tego wąskiego śmierdzącego miejsca zaczerpnąłem normalnego powietrza. Nie było tak czyste i świeże jak w lesie ale o niebo lepsze od tego sprzed chwili.
Idąc dalej rozglądałem się dookoła. Małe drewniane chaty. Większość z nich była rozwalona.
- Biedni ludz…. - urwałem gdyż poczułem mocne szarpnięcie. Nim się obejrzałem siedziałem na pędzącym koniu, mocno przywarty do czyjegoś torsu. Nie byłem w stanie się obrócić i stwierdzić kto mnie porwał. Mogłem tylko poczuć delikatny zapach migdałów.
Owa osoba w lewej ręce trzymała lejce a prawą obejmowała mnie mocno.
Nawet nie próbowałem się wyrwać, upadek z pędzącego konia na pewno skończyłby się śmiercią.
Gdy znaleźliśmy się w lepszej strefie zamieszkania koń zwolnił.  Zakapturzona postać odezwała się.
- Nie powinieneś uciekać Mirari…
Zamarłem.
O nie….
Tylko nie ten głos…
Król…  
Nagle przyuważyłem, że koń jedzie za wolno, ledwo się porusza, co powodowało, że nasze ciała się o siebie mocno ocierały. Co według mnie było dość dwuznaczne.
- Zdajesz sobie sprawę, że czeka Cię kara..?
Jego ręka, która znajdowała się na moich biodrach zaczęła powoli sunąć w dół. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Przystanęła dopiero na moim kroczu uciskając dość mocno.
Jęknąłem cicho.
- I to ja, sam zadam Ci odpowiednią kare…