czwartek, 2 grudnia 2010

|005|

Notki jak na razie są dość nieciekawe za co was bardzo przepraszam. Na początku zawsze tak jest. W najbliższym czasie powinny być bardziej interesujące ^ ^  a teraz nie przedłużam i zapraszam do lektury...





Dziś od samego rana nie miałem spokoju...
Od razu gdy wstałem doczepiła się do mnie Lizzy, że po powrocie ze szkoły mam się zaopiekować Seanem bo ona gdzieś wychodzi. W szkole nim zdążyłem się jeszcze przebrać dojebała się do mnie dyrektorka o dokumenty w sprawie rekrut do koszar. Na dodatek kazała mi zorganizować przedstawienie związane z uroczystością bożego narodzenia. Bo ja niby nie mam co robić tylko wymyślać jakieś wierszyki do przedstawienia.
Jedyną osobą, która mnie ratowała był Kaoru. W końcu jakiś plus w tym dniu.

Siedzieliśmy właśnie przy jednym ze stołów w naszej "kochanej" stołówce.
Kaoru bawił się niejadalną papką z obiadu, a ja w tym czasie obserwowałem co działo się za oknem.
Dzieciaki bodajże z podstawówki ganiały się po boisku szkolnym a na to wszystko przypatrywał się ich opiekun. Pomyśleć że parę lat temu on również tak biegał i śmiał się wniebogłosy...
Z rozmyślań przerwał mu głos przyjaciela
- Co taki zamyślony dziś jesteś?
- Sam nie wiem.
- Fajne? - Kaoru postawił mi przed nosem talerz z uformowaną w kształcie bałwana papką.
Heh... Dziecko...
- Widzę ze nie masz nic do roboty...
- No nudy straszne! Nie mogę się doczekać wyników!
- Jakich niby?
- No do koszar oczywiście.
- Aa.. zapomniałem...
- Jak można zapominać o takich rzeczach?
- Normalnie
Nagle w całym budynku rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
Spytałem od niechcenia:
- Co mamy?
- WF! Ha idziemy na dworze! Ulepie bałwana!!
Dziecko... 100% dziecko...


Było już ciemno gdy wracałem ze szkoły.
Głupia dyrektorka kazała mi posegregować dokumenty. Co ja jestem pracownik czy co? Powinni mi za to płacić a nie...
Szedłem przez puste zaśnieżone alejki, jakby tego było mało śnieg wiał mi prosto w oczy, które po paru minutach zaczęły mi same łzawić.
Tego brakowało...
Na szczęście podczas takiej pogody mało osób wychodzi na dwór...
Po niecałych 10 minutach byłem już pod domem.
Od razu gdy wszedłem do pierwszego z pomieszczeń na moje ciało buchnęła wielka fala ciepłego powietrza.
Tego mi brakowało...
Wchodząc do kuchni zauważyłem Seana jedzącego swoje ulubione płatki z mlekiem.
- Gdzie Lizzy?
- Wyszła 5 minut temu i kazała mi przekazać że masz dokładać drewna do pieca.
- No, jak coś będę u siebie
- Spoko...
Poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem plecak w kont.
To teraz czeka mnie kilka godzin pracy nad scenariuszem do przedstaiwenia...

środa, 1 grudnia 2010

|004|

Po niecałej godzinie Sean oznajmij że wykonał swoją prace i podał mi kilka kartek.
Odłożyłem je na biurko i usłyszałem krótki sygnał wiadomości oznajmującego że dostałem sms'a.
"Hej, masz ochotę gdzieś wyskoczyć? Kaoru"
Zdziwiłem się, Kaoru rzadko gdzieś wychodził.
"Jasne, chodź do parku. Mirari"
Po niecałych 10 minutach byłem już w umówionym miejscu.
Kaoru już tam był i siedział na jednej z ławek. Podszedłem do niego i usiadłem
-Co jest? - spytałem wpatrując się w dzieciaki biegające pomiędzy drzewami.
-Czy musi się coś stać żebym się z tobą zobaczył?
-Więc - spojrzałem na niego wyczekująco
-Pokłóciłem się znów z Sariną
-O co?
-A tam, że ją już niby nie kocham i takie tam...
-Kup jej kwiatka i będzie ok.
-Taa, tylko ze już za późno
-Jak za późno?
-No zerwała ze mną.
-Mówiłem ci, że z tego nic nie wyjdzie, a ty postawiłeś na swoje
-Ehh...ty tego nie rozumiesz...
-Być może... To tylko po to mnie tu zaciągałeś?
-Eee... nie... - nie wiedział co powiedzieć
-No nic chodź na kebaba stawiam...

Była już noc, siedzieliśmy przy fontannie patrząc jak ludzie idą spokojnie do swoich domów.
-Yyyy... więc na pewno nie chcesz  się zgłosić do koszar?
-Nie - powiedziałem po raz kolejny zaciągając się papierosem
-No bo wiesz, jakbym ja się dostał to może byś poszedł ze mną... We dwóch zawsze raźniej!
-I będę za ciebie odwalał brudną robotę?
-E tam brudną robotę! - machną niedbale ręką - może tylko parę razy mi podpowiesz na teście
-Czyli za każdym razem - zaśmiałem się cicho
-No nie aż tak - spojrzałem na niego - No dobra...




O dziwo wstałem przed dźwiękiem mojego "ukochanego" budzika. Przeciągłem się leniwie i spakowałem do szkoły.
Po chwili siedziałem czyściutki w kuchni jedząc płatki.
-Cześć kochanie - powiedziała Lizzy
-Cześć
-Już na nogach?
-Tak jakoś wyszło... Jak na randce?
-Aa... - momentalnie spoważniała - dobrze... A u ciebie Sean mówił że nie było cię wieczorem w domu. Wyszyłeś gdzieś?
-Byłem z Kaoru na mieście
-Następnym razem nie wychodź tak późno. Jeszcze ci się coś stanie.
-Lizzy, nie martw się o mnie. Nie jestem dzieckiem
-Właśnie że jesteś...
-Lizzy... - przeciągłem jej imię
-No nic... Idź już bo się spóźnisz...
Wstałem niechętnie i wyszyłem z domu.
W szkole nie działo się nic ciekawego, więc dzień miną szybko. W domu również było spokojnie. Lizzy jak zwykle kuchciła, czekając na swojego wielbiciela. Sean siedział u siebie grając na laptopie. Zaś ja leżałem jak zwykle w łóżku i słuchałem MP3, rozmyślając o wszystkim.
Nie rozumiem czemu Kaoru tak ciągnie do tych koszar...
Pfff... Zostać strażnikiem Króla. Też mi coś... Stary bufon...
Po tylu latach treningach i tortur dostać parę złotych monet... Nieopłacalne...
Ahhh tak liczy się sława. Ta! Że cię zabiją i nikt nie będzie o tobie pamiętał...
Głupie gadanie...